Panadol
http://youtube.com/watch?v=t056EbuOHEM - neyorkew
http://youtube.com/watch?v=2g8PNqMDXxs - cant cook
Ile to ja nasłuschałem i naczytałem się o The Car Is On Fire. Że światowy poziom, rewolucja w polskim rocku itp, itd... Tak przyglądałem się temu wszystkiemu, i w duszy zadawałem sobie pytanie: wtf?
Słuchałem pierwszy raz od razu po premierze - o ile dobrze pamiętam - nie dotrwałem do końca. Po tych wszystkich ostatnich zachwytach stwierdziłem, że coś musi być nie tak - mogłem się tak pomylić za pierwszym razem? Zaciekawiony sięgnąłem po tą płyte znów, nastawiony na to, że jeśli to takie znakomite, drugą szansę wykorzysta niechybnie, a mnie zmusi do walnięcia się w głowe i przyznanie do winy.
Niestety, tak się nie stało.
Pierwsze co zmusiło mnie do wykrzywienia twarzy - wokal. Nie no, ja nie mogę - przecież jest okropny. Słodziutki, cieniutki - Rojek przy nim to basem operuje. Przypominał mi kogoś bardzo, poszperałem trochę w kolekcji - znalazłem. Jest taki zespół jak The Fall of Troy, grają taką mieszankę hardcore'u i popu, co wygląda mniej więcej tak: szybkie gitary i na przemian głośne ryczenie jednego kolesia, i popowy spokojny wokal drugiego. To ten drugi przypomina Dejnarowicza bardzo. W ogóle muzyka taka jakby podobna, wystarczy trochę ograniczenia prędkości dla gitar i wyrzucenie ryku - mamy drugie The Car Is On Fire.
Lake & Flames to trochę punku - trochę popu. W porównaniu do debiutu odeszli trochę od garażowego stylu, a płyta nagrana pod względem technicznym jest bardzo dobrze. Plus także za estetyke, okładka bardzo ciekawa i przypadła mi do gustu.
Chłopaki postawili głównie na melodyjność i przebojowość. Nie jest to płyta na siłe niezależna, w radio takie piosenki jak singiel - Can't Cook (Who Cares) znakomicie sobie radziły. Poleciało trochę mainstreamem, nie żeby mi to jakoś szczególnie przeszkadzało, ale ten światowy poziom...
Jedną z największych wad w moich oczach jest ilość i układ utworów. Jest ich 23, co w dzisiejszych czasach jest liczbą conajmniej dużą. Ich długość rzadko przekracza trzy i pół minuty, więc żeby poznawać te piosenki chociażby po nazwie - koszmar. Do tego połowa z nich wydaje mi się zbędna, nie obraziłbym się na pewno, gdyby było ich pietnaście, za to bardziej starannie skompletowanych i dłuższych. Poza tym płyta wykazuje monotonność. Okropną. Nieraz ciężko zauważyć kiedy przeskakuje utwór - wygląda to tak, jakby przez kilka piosenek tylko tempo grania zmieniali.
To nie jest tak, że ja tą płytę wyjątkowo odradzam - po prostu próbuje zrozumieć co ludzie w niej widzą i jakoś mi się to nie udaje. Album ma oczywiście kilka fajnych momentów - chociażby smyczki w Neyorkewr; początkowy, fajny wokal w It's Finaly Over; szybkość w Ex Sex It's Not The Best. Ale ogólnie bez rewelacji.
Oryginalna notka + okładka + reszta bloga: http://muzyczny.jogger.pl/2007/02/17/th … ke-flames/
zapraszam, musze dbac o cyferki ;)
Offline
Ibuprom MAX
The Car is on Fire. Nigdy nie słuchałem, zawsze myślałem, że tandeta.
Offline
No fakt. Co prawda może nie powinnam się tu wypowiadać, bo zespół znam jedynie z paru kawałków, ale też mnie nie powalił. I ogromnie dziwi mnie następny niezrozumiały fenomen kolejnego zespołu, który jest średni :/
Powiem jedno. W Polsce panuje taki trend, że jak już ktoś zaczyna grać coś innego, niż Myslovitz, to staje się objawieniem [zresztą nawet jak gra to samo, to też jest].
Offline